wtorek, 15 marca 2011

Globalny wirus krachów giełdowych

Autorem artykułu jest Mariusz Chodzicki


Artykuł ogólnie nawiązuje do mechanizmu zarażania cen aktywów na międzynarodowych rynkach finansowych. Teoria efektu motylich skrzydeł nabiera zupełnie innego znaczenia, niż wynika to z chaosu deterministycznego Edwarda Lorenza.



Muśnięcie skrzydłami „motyla” może być punktem zwrotnym w trendzie i nie koniecznie będzie tym samym, co mówi w swojej krytyce Profesor Richard Eykholt z Uniwersytetu Colorado.
Od dawien dawna gospodarki narodowe w coraz większym stopniu angażują się w międzynarodową wymianę handlową w celu nie tylko podniesienia dobrobytu własnych społeczności, ale również w celu zwiększenia różnorodności produktów i usług na rynku krajowym i zagranicznym. Globalizacja rozpoczęła się w momencie zaistnienia wielkich odkryć geograficznych i związanych z nią kolonizacji ziem podbitych. Po drodze w XIX wieku nastąpiła rewolucja przemysłowa, która wzmocniła trend globalizacyjny, ale II wojna światowa osłabiła jej istotę. Zniszczenia i pożoga powojenna tchnęły nowego ducha w nowy ład gospodarczy, ale świat tym razem podzielił się na różne systemy rządów i strefy wpływów. Niestety głęboką przyczyną każdego z etapów globalizacji zawsze była i jest pewna grupa interesu, która dominowała na przestrzeni wieków. Mowa o kapitalistach i ich kapitale.
Czy to źle, czy dobrze, że kapitaliści mają dominujący wpływ na globalizację? Zdania są podzielone. Jednak przemożny wpływ świata finansów na politykę jest z pewnością złym rozwiązaniem i na pewno nie wyjdzie to na dobre ciężko pracującej ludności, która ma kredyt w banku. Obecnie jesteśmy po kryzysie bankowym z września 2008r. Czy czegoś politycy się nauczyli po bankructwie Lehmann Brothers? Nie, a całą winę bankierów potraktowano, jako wypadek przy pracy. Koszty tego wypadku przerzucono na ludność całego świata w postaci dodatkowej elektronicznej makulatury, która rozpędza bańki spekulacyjne. Nawet bankowcy nie za bardzo się przejmują opinią publiczną i finansowe wsparcia dla banków bankrutów przeznaczają na premie dla swoich pracowników departamentów inwestycyjnych, które najwięcej nabroiły w systemie bankowym. Czy na tym ma polegać pomoc? Raczej jest to nieporozumienie. Tak właśnie kreowany jest rzeczywisty obraz bankowości nie tylko w Anglii, ale i w każdym innym państwie, gdzie dominujący wpływ na politykę ma elita bankierów. Przykład powiązań AIG z Goldman Sachs i personalne układy z Departamentem Skarbu USA dobrze obrazuje problem sieci personalnych wpływów.
Czy to dobrze, czy źle, że na WGPW mamy hossę i zyski z akcji rosną lepiej niż na lokacie? Jedni się cieszą, ale drudzy przestrzegają, że wzrost cen żywności i paliw jest egzogeniczny i nie ma on nic wspólnego ze wzrostem cen w Polsce. Współczesna teoria ekonomii łaskawie oznajmia nam, że cena jest efektem czasowej równowagi popytu i podaży. To oczywiście jest niezaprzeczalna prawda, lecz jest to prawda tylko teoretyczna. Występuje ona tylko w warunkach statycznych dla układu zamkniętego, gdzie istnieje izolowanie tych dwóch parametrów od czynników zewnętrznych. Niestety świat finansów jest układem bardzo dynamicznym i bardzo skomplikowanym. Gdy mamy do czynienia z takim układem to korelacja zmienności pomiędzy indeksem WIG20, a indeksem SP500 sięga nawet poziomu 96%. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale sierpień 2010r. jest tego przykładem. Mamy zatem dziwną sytuację, która powoduje, że wycena krajowych aktywów finansowych jest zależna nie od krajowej stopy procentowej, czy krajowej koniunktury gospodarczej, lecz od strategii inwestycyjnej inwestorów z Wall Street. Mało tego, konstrukcja indeksu WIG20 nie ma żadnego związku przyczynowo-skutkowego z konstrukcją indeksu SP500. Owszem oba indeksy opierają się na matematycznym liczeniu kapitalizacji spółek, ale te podobieństwa na tym się kończą. Inna jest kapitalizacja spółek wchodzących w skład SP500, a inna w WIG20. Więc w czym jest problem? Czy takie uzależnienie jest normalne? Może to rodzaj choroby wirusowej, która rozprzestrzenia się za pomocą pieniędzy. Może jest też tak, że polscy inwestorzy, aby przetrwać na WGPW muszą naśladować ruchy innych giełd? Tak, czy siak coś w tym jest, bo patrząc na miesięczne generowane obroty na akcjach WIG20 z podziałem na poszczególne podmioty widać, że są tam angażowane spore ilości gotówki. Problem w tym, które zlecenia decydują o cenie na wykresach i z którego miejsca na planecie Ziemia te pieniądze pochodzą? Kto jest głównym graczem lub graczami na kontraktach na WIG20? Tego typu pytań może być jeszcze więcej. Część odpowiedzi na zadane pytania można znaleźć w raportach WGPW, ale są one na tyle ogólne, że nie mogą stanowić miarodajnej i szczegółowej wiedzy. Formalnie tylko WGPW, KDPW i sami członkowie giełdy mają dostęp do szczegółowej wiedzy na ten temat. Małym inwestorom zawsze wieje wiatr w oczy.
Teraz trochę o pewnym wydarzeniu, które nie do końca da radę wyjaśnić w prosty sposób. Otóż bardzo ciekawym przykładem na zbieżność punktów zwrotnych jest to, co się stało pomiędzy 15 kwietnia, a 6 maja 2010r. na WGPW, giełdach w USA, w Londynie, Madrycie i Paryżu oraz na rynkach walutowych. 16 kwietnia 2010r. Goldman Sachs został pozwany o oszustwo, a akcje tego banku o godzinie 11.00 czasu miejscowego tracą 11%, co znaczy, że w Polsce była godzina 17.00. Sesja na WGPW została już zamknięta. 19 kwietnia WGPW otwiera się na minusie. Indeks WIG20 i kontrakty CFD na DOW JONES mają lukę na otwarciu od ceny zamknięcia z dnia poprzedniego. Niby nic szczególnego, wiadomość skrajnie smutna dla malkontentów rynku i posiadaczy akcji tego banku. Jednak patrząc na wykresy widać zupełnie inny obraz rynku. Na pół godziny przed publikacją SEC (U.S. Securities and Exchange Commission) zaczyna się zmienność na indeksie CFD DOW JONES z poziomu 11096pkt. Dokładnie o godzinie 17.00 czasu polskiego następuje przyśpieszenie korekty spadkowej. Cały zasięg spadku od momentu publikacji do wygaśnięcia zmienności to różnica pomiędzy 11040pkt., a 10914 pkt. To nie dużo, jak na taką informację. Jednak to jest tylko prolog w porównaniu z tym, co się stało później na NYSE i Nasdaq. Dzień wcześniej na WGPW wystąpił lokalny szczyt na WIG20 na poziomie prawie 2600pkt. Potem zaczęła się korekta na polskiej giełdzie do poziomu 2223pkt. Na giełdach w Londynie, Paryżu, Madrycie ceny akcji osiągają swoje lokalne szczyty dokładnie na 15 kwietnia 2010r. Inne giełdy choć nie tak dokładnie też notują swoje maksima w podobnym przedziale czasu. Mijają dni powolnego osłabiania się rynków finansowych i wyciągania pieniążków przez bardzo dużych inwestorów, aż do pamiętnego 6 maja 2010r., kiedy to akcje w USA zaczynają tracić w ciągu kilku godzin prawie 10%. Nigdy do tej pory nie było takiego spadku w tak krótkim czasie. Ponoć winę za to ponosi makler, który pomylił rząd zer w zleceniu.
Robert Gwiazdowski tak pisze o tym wydarzeniu cyt. "Podobno amerykańskim rynkiem zachwiał makler, który zamiast "m" (milion) przycisnął "b" (bilion - czyli po europejsku miliard) i w ten sposób zwiększył transakcję sprzedaży 1.000 razy. To w świetnej kondycji musi być Wall Street skoro jedna transakcja na jednym papierze (choćby nawet o 1000 razy zaniżona) mogła zachwiać całą giełdą, na której inwestują ponoć profesjonaliści pobierający co roku miliardy USD (czyli po amerykańsku "biliony") wynagrodzenia za swoją - jak się wyraził Prezes Goldman Sachs - "boską robotę". Koniec cytatu.
Dlatego w pewnym sensie podzielam opinię R. Gwiazdowskiego i ośmielam się napisać więcej, że wersja o jednym zleceniu jest prawdopodobnie mitem dla gawiedzi. Można również zrozumieć, że "m" to nie "b", bo w szkole uczyli pisać i czytać, ale patrząc realnie to np. na klawiaturze Bloomberg`a, czy EBS (Electronic Broking Services) przyciski są tak pokolorowane, ze nie sposób się pomylić. Zatem, czy to błąd maklera, który chciał przechytrzyć logicznie "myślący binarnie" system i załadował 1 mld akcji na jeden strzał? Jeśli założymy, że 10 spółek ma rzeczywiście łącznie 1 mld akcji to nie będzie to jedno zlecenie tylko zleceń będzie10.
Ale jest jeszcze inny wariant wg Tomasza Symonowicza, który sądzi, że to duża ilość sprzedawanych zleceń na mini indeks SP500 spowodował krach związany z brakiem płynności na sieci giełd. Jak było naprawdę tego tak szybko się nie dowiemy. Zatem, czy istnieje jakaś spółka, która posiada 1 mld akcji? Może i jest, ale chyba są to akcje śmieciowe. Albo rzeczywiście były to zlecenia na mini indeks SP500. Jeśli podzielimy 1 mld przez 500 to otrzymamy 2.000.000 jednostek indeksu SP500, a dzieląc jeszcze przez 10 otrzymujemy 20.000.000 jednostek mini indeksu SP500. To już spora ilość, którą pomnożymy przez 10$ i będziemy mieli raptem 200 mln$. Mam nadzieję, że dobrze to policzyłem, bo wielkość 200 mln $ na giełdzie NYSE to drobna kwota, która podważyła sens istnienia systemu bezpieczeństwa giełdowego.
Ale uwaga sprzedaż takiego indeksu to sprzedaż kontraktu futures, czyli ceny benchmarka wyrażonej w punktach, jakim jest SP500. Wycena instrumentu mini SP500 jest dokonywana na koniec dnia. Jeśli ktoś notorycznie sprzedawał od godz. 12.00 czasu polskiego takie mini SP500 futures na poziomie 1300pkt. to robił to z myślą o zamknięciu sesji na znacznie niższym poziomie. I rzeczywiście zamknięcie było na 1122pkt o 22.00-22.15 czasu polskiego. Jeśli anulowano część zleceń to było to prawdopodobnie dla zakresu od 1060 do 1100pkt. Jako ciekawostkę można uznać, że anulowano tylko te zlecenia w których ceny akcji spadły powyżej 60%. Dlaczego nie powyżej 10%, gdzie następuje zatrzymanie systemu transakcyjnego? Jeśli taka była wersja wydarzeń to w jaki sposób kontrakt futures wpłynął na indeks bazowy? Otóż nie mógł teoretycznie na niego wpłynąć, ale w praktyce wygląda to tak, że ktoś, kto sprzedawał mini SP500 to sprzedawał również akcje i zaraz odkupywał kontrakty futures na sprzedaż mini SP500. Prościej być nie może. Reasumując sprzedano akcje za 200mln$ i kupiono mini SP500 za tą samą kwotę. Cena rozliczenia kontraktu na koniec dnia była zyskiem.
Czy prawdą może być, że winny jest człowiek? Raczej nie, bo przy obecnej technologii HFT (High-frequency trading) nie możliwym jest ręczne sterowanie zleceniami. Czy winny jest komputer? Raczej tak, bo ktoś wysyłał te zlecenia z komputera na sprzedaż od godz. 12.00, a serwer je przyjmował do arkusza zleceń. W takich sytuacjach zawsze trzeba znaleźć kozła ofiarnego, który poniesie konsekwencję za tę korektę, bo to najprostsze rozwiązanie. To, czy kozioł jest winny to inna bajka. Jednak, czy ktoś wie, gdzie ten makler, który zawinił? Czy ktoś zna ten serwer, którego później wymienili na nowszy model? Gdzie może istnieć odpowiedz?! Prawdopodobnie na rynku walutowym.
SEC raczył poinformować, że istnieje możliwość anulowania zleceń giełdowych od godziny 20:40 do 21:00 na giełdach Nasdaq i NYSE, co zresztą zrobił. Jednak, czy dał radę anulować zlecenia na rynku międzybankowym, gdzie handlowano również walutami od godziny 20:05 do 21:00 na głównych parach walutowych? Raczej jest to niewykonalne. Otóż w/w okresy czasu stanowią pewien punkt zaczepienia, jak doszło do „tąpnięcia” cen akcji.
Na rynku międzybankowym od godziny 17.00 do 20.05 na parze walutowej USD/JPY następuje przygotowanie do krachu na rynkach akcji. Cena przebiła opór na 93.28 o godz.17.00 i zaczęła przyśpieszać do 92.00 do godz. 17.51, potem przebito opór na 91.60 o godzinie 20.06. Decydujący atak niedźwiedzi był pomiędzy 20.44, a 20.46. Wtedy cena osiągnęła dno na 87.94. Co jest ciekawe, że pomiędzy godz. 20.06, a 20.21 cena miała prawie ten sam zakres spadku, co pomiędzy godz. 20.44, a 20.46. Rynek akcji bez większych korekt zniżkował już od godz. 20.26, ale decydujący spadek miał miejsce od godz. 20.39 do 20.45
Patrząc na wykresy innych par walutowych sytuacja wygląda następująco.
Dla pary walutowej GBP/JPY przygotowanie do krachu akcji zaczęło się o godz. 16.40 po przebiciu poziomu 140. Dla pary GBP/USD nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na CHF/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 20.05 na poziomie 82.45. Na USD/CHF nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na EUR/JPY jest przygotowanie do krachu dzień wcześniej czyli od 2010-05-05 godz. 14.00 na poziomie 116. Na EUR/USD jest przygotowany krach dwa dni wcześniej czyli od 2010-05-04 godz. 14.00 na poziomie 1.31 Na AUD/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 17.00 na poziomie 83.70. Na CAD/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 17.00 na poziomie 90.00. Na USD/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 12.00 na poziomie 3.0000. Na EUR/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 12.00 na poziomie 3.9500. Na CHF/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 2.7600. Na GBP/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 13.00 na poziomie 4.5650. Na USD/MXN przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 19.00 na poziomie 12.45 Na USD/ZAR przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 7.515Na USD/NOK przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 16.00 na poziomie 6.000Na EUR/NOK nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na USD/HUF przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 11.00 na poziomie 207.00Na EUR/HUF przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 13.00 na poziomie 272.50Na USD/SEK przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 7.35
Wszystkie powyższe poziomy cen i czas ich zaistnienia to poziomy wsparcia lub oporu, które zostały naruszone. Zadziwiające również jest to, że maksymalny szczyt na prawie wszystkich w/w parach walutowych wystąpił dokładnie w tym samym czasie, kiedy zakończył się krach na NYSE i NASDAQ, czyli w przybliżeniu o godzinie 20.45-20.46. Natomiast formowanie się minimum przypada dla większości par na 15 kwietnia 2010r. Wniosek, jaki można napisać brzmi. Nie ma przypadku. Kiedy rynek walutowy przygotowywał się do gwałtownych oscylacji, rynek giełdowy w USA notował kolejne wzrosty. Impuls wyszedł z pary walutowej EUR/USD, co automatycznie przełożyło się na parę USD/JPY, a następnie na wszystkie pary krzyżowe walut głównych związanych z JPY.
Zatem można postawić pytanie. Jaka była pierwotna przyczyna uruchomionej lawiny akcji w USA? Odpowiedz każdy z osobna może znaleźć na wykresach. Wykresy nie kłamią, jeśli umie się je odczytywać. Rynki nie są zawieszone w próżni, a siły jakie działają na poszczególne jego segmenty są jak naciągające się nawzajem sprężyny. Kto bardziej rozciągnie jedną z nich i puści ją bezwładnie ten wygrywa i nie musi kopać się z koniem.
Artykuł miał na celu przybliżenie mechanizmu zmienności, który jest tak skomplikowany, że nawet naukowcy nauk ścisłych mają problemy z rozszyfrowaniem jego natury. Kto stoi za tym mechanizmem? Z pewnością są to inwestorzy, którzy mają dosłownie nieograniczoną pulę pieniędzy, aby nimi żonglować na wszystkich rynkach finansowych świata.
---
http://finansebeztajemnic.blogspot.com/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz